Szopka Nowodworska 1976.

Wszystkie zdjęcia dotyczą "Szopki", która pierwszy raz została wystawiona w Wigilię 1976 r. Byliśmy wtedy w trzeciej klasie.

To zdjęcie wraz z podpisem ukazało się w "Echu Krakowa" 3 stycznia 1977 r. Przedstawia końcową scenę "Szopki": wszyscy aktorzy wychodzą, aby złożyć publiczności życzenia świąteczne i noworoczne. Zdjęcie jest niewyraźne, ale według mnie "dramatis personae" to (idąc od prawej): Filip Gołkowski (IIb - jeśli to on, bo tej identyfikacji nie jestem pewny!), Wojciech Marchwica (IVb), Andrzej Nowakowski (IIIa) i Joanna Ingarden - (IIb).
Zdjęcie z Echa

Kto jest na następnym na zdjęciu to widać wyraźnie: Krzysztof Leśniak i Andrzej Nowakowski. Natomiast "kto jest kto" to już inna sprawa: Krzyś jest sobą, a ja "robię" za Wojtka Komusińskiego. Scenka trwała ok. 15 sek. a dialog był taki:
Ja: Krzysiu! Krzysiu!
Krzyś: Mam, Panie Profesorze! Mam! Mam miejscówki, jedziemy na Kasprowy!
Ja: Brawo Krzysiu! Masz u mnie plusika z kombinatoryki!
Gwoli przypomnienia: w tamtych czasach zdobycie miejscówki na Kasprowy graniczyło z cudem i najczęściej pozostawały własne nogi i "deptanie" do wyciągu na Hali Goryczkowej, czego nikt nie lubił. Skombinowanie miejscówek było w tym kontekście warte nawet więcej niż plusika.
I jeszcze taka ciekawostka: Krzysiu (jak pamiętam) miał początkowo pełnić w tej szopce tylko funkcję "technicznego", obsługującego reflektory i dźwięk, ale długo się w tej roli nie utrzymał. Nie mieliśmy nic na Komusa i strasznie chcieliśmy to jakoś uzupełnić. W końcu wykombinowaliśmy z Krzysiem tę scenę i odegraliśmy ją ku ogólnej radości. Czy Krzyś był wtedy jeszcze u nas czy już przeszedł do innej klasy (chyba do oddziału "d"), tego absolutnie nie pamiętam.
Miejscówki na Kasprowy

Kolejne dwa zdjęcia dotyczą tej samej sceny. Wojtek Marchwica występuje w roli fizyka, prof. Bogdana Bergera, natomiast Marian Mikołajski (pierwsze zdjęcie) i Andrzej Nowakowski (drugie zdjęcie) w roli maltretowanych przez Bergera przy tablicy uczniów.
Berger maltretujący ofiary
Berger maltretujący ofiary

To znowu inna historia! Jak przyszliśmy do szkoły we wrześniu 1976 r. to okazało się, że sala gimnastyczna jest w remoncie, który ciągnął się później jak przysłowiowe flaki z olejem. Znalazło to swoje odbicie w "Szopce" w postaci dialogu duchów na sali gimnastycznej. Pierwszym z lewej duchem jestem ja (miałem zresztą kłopoty z tą sceną, bo musiałem do niej zdjąć okulary, co przy mojej wadzie wzroku oznaczało poruszanie się po scenie praktycznie po omacku) natomiast pozostałe dwa duchy to nasi młodsi koledzy, których nazwisk w żaden sposób nie mogę odtworzyć.
[Errata 18.01.2005: drobiazgowe badania dokumentów, przejrzenie licznych zapisków źródłowych, teczek, raportów, doniesień, sprawozdań, a także przeprowadzenie licznych rozmów, wywiadów i nasłuchów, doprowadziło do złożenia ważnego oświadczenia. Otóż Koleżanka Ela Kotynia z "d" klasy przyznała się po latach, że to Ona była drugim z prawej Duchem Sali Gimnastycznej, mylnie tytułowanym w opisie per "młodszy kolega". Morał z tego taki, że duch w Nowodworczykach nie zaginie.]
Duchy na sali gimnastycznej

Nic nie pamiętam na temat tej sceny. Pierwszy z lewej to chyba Tomasz Książek (ale czy w 3-ciej klasie Tomek jeszcze był u nas czy już po 2-giej przeszedł do "b"? I czy do "b" czy do "d"? "Za Chiny ludowe" nie pamiętam); co do pozostałej dwójki to pamiętam tyle, że dziewczyna miała na imię Katarzyna.
[Errata 18.01.2005: Tomek przeszedł z klasy "a" do "d" po drugim roku.]
Scenka z miotłami

Na temat tej sceny też nic nie pamiętam. Dziewczyna to Joasia Ingarden (IIb). Danych personalnych chłopaka nie znam, ale tak jakoś mi się majaczy, że był jeszcze młodszy (Ia - ?) i później przez dwa a może nawet trzy lata "robił w Szopce za gwiazdę", zresztą w pozytywnym sensie tego słowa.
Przyszły gwiazdor szopkowy



(01.08.2004)
Podziękowania dla Andrzeja za zdjęcia i opisy. Mariusz



Teczki

Niestety, żadnych teczek nie udało mi się znaleźć, ani nawet ich nie szukałem. Z woli naszych podobno demokratycznych władz, obywatel nie może mieć dostępu do tych teczek, prawdopodobnie mogło by mu to zaszkodzić, gdyby się czegoś interesującego dowiedział o miłościwie nam panujących politykach. Dla odmiany politycy o obywatelu mogą wiedzieć wszystko. A więc średnia wiedzy o sobie nawzajem jest pewnie nie najgorsza. Ba, politycy nawet mają do tego specjalne służby (tzw. służby specjalne), za które zresztą płacimy w naszych podatkach. Nie pierwszy to przypadek, gdy niewolnik pracuje i zarabia na bat, który go pogania.
Zamiast teczek udało się znaleźć tzw. osobowe źródło informacji, czyli kolegę Tomka z Nowodworka, obdarzonego świetną pamięcią. Właściwie to on znalazł mnie, a oto i jego traumatyczne przeżycia w Nowodworku:

Chciałbym uzupełnić następujące informacje:
1. W połowie drugiej klasy zostałem przeniesiony z klasy wtedy 2A do 2D. Inaczej miałem być wyrzucony z Naszej Wszechnicy, bo groziła mi dwója z polskiego (Krupa) na półrocze. Pamiętam, do dziś ten pierwszy dzień z nowymi kolegami i koleżankami.

2. Nasza Szopka była wystawiana od 31 grudnia 1976 do 5 stycznia 1977. (Takie daty zapisałem na odwrocie zdjęcia, które załączam).
Zdjęcie Tomka

W odróżnieniu od teatrzyku podczas komersu, teksty Szopki były z góry zatwierdzone i nie tylko pisane przez uczniów. Mój występ do piosenki "Hu, hu, ha. Ale Krupa zła" to był kawałek pisany właśnie przez Krupę. Ten drugi chłopak, to chyba też uczęszczał do szkoły muzycznej (po lekcjach z nami), bo pamiętam, że dobrze umiał śpiewać.

3. Data matury powinna zgadzać się z datą na świadectwie dojrzałości.

3. Studniówka odbyła się w którąś sobotę stycznia 1978 (14, albo 21, albo 28).

4. Komers był zorganizowany w połowie czerwca w Rotundzie na parterze. Bo egzaminy wstępne na uczelnie wyższe zaczynały się z początkiem lipca. I mieliśmy czas jeszcze pod koniec czerwca widzieć się z Dyrem na temat sceny z odsłoną młota. Grono pedagogiczne "czekało" na sierp podczas teatrzyku (który nie był cenzurowany = zatwierdzony przez grono), a my tylko robiliśmy "jaja" z nauczyciela zajęć technicznych Młota... Dyrektor bał się, że wszechobecna bezpieka wszystkim biorącym udział w "niezależnym" teatrzyku uniemożliwi kontynuację nauki na studiach wyższych. Pamiętam jak byliśmy na dywanie u Dyrektora i z trudem powstrzymaliśmy się od śmiechu słuchąjac Jego poważnej mowy, jak dopiero któraś z pań profesorek szybko wytłumaczyła kogo przezywaliśmy Młotem....

Z pozdrowieniami,
Tomek.


Relacja z komersu ozdobiona bezcennymi fotografiami znajduje się tutaj