Kraków, 8 listopada 2002 - Balzac.

Tym razem termin spotkania był nietypowy, nie pierwszy a drugi piątek miesiąca. Taka zmyła od czasu do czasu jest konieczna, aby nie popaść w rutynę. Okazało się, że tylko trzy osoby z naszej klasy nie popadły jeszcze w rutynę i trafnie wytypowały termin spotkania, Aśka, Wojtek i Mariusz. Ba, nawet obsługa kelnerska w Zdarzeniu popadła w rutynę i błędnie wytypowała termin spotkania. Dlatego też zamknęła knajpę w pištek już o 20. Chcąc nie chcąc zostaliśmy zmuszeni do nocnej wyprawy w poszukiwaniu innej knajpy. Oczywiście w Zdarzeniu zostawiliśmy informację, wyrytą gwoździem na szybie, gdzie nas można będzie znaleźć tego wieczora. Po drodze zostawialiśmy ślady, na tyle widoczne, aby przeciętnie zdolny tropiciel mógł podjąć ślad. A to na bilboardzie wyborczym dopisaliśmy długopisem "Głosuj na Wojtka", a to ze świeżo ułożonego na Rynku bruku wyjęliśmy kilka kostek, tak by puste miejsce po kostkach przybrało kształt strzałki wskazującej jedynie słuszny kierunek i stosowny zwrot. Przy wejściu do knajpy usypaliśmy z okolicznej ziemi kopiec, wysoki na jakieś 34 metry tak, że trudno było przejść obok i go nie zauważyć. Podobno niektórzy wzięli ten kopiec całkiem poważnie i w niedzielę zjechali się różni oficjele i odprawiali jakieś obrzędy u jego stóp.
Niestety "nasi" nie trafili na te ślady i wylądowaliśmy w trójkę w Balzaku przy ul. św. Tomasza. Zacna ta knajpa powitała nas spokojnym wnętrzem i różnorakimi promocjami. Profesjonalna obsługa nieomylnie wyczuła w nas "dzianych" gości, mimo, że na imprezy klasowe nie ubieramy się w dresy galowe. Skakali dokoła nas jak koniki morskie, usiłując dogodzić naszym podniebieniom. I tak, na początek podano kawę Cappucino Grande, w ogromnych filiżankach. Ale Wojtek nie w ciemię bity, natychmiast wyczuł, że temperatura napoju została drastycznie zaniżona, o jakieś 2-2,5 stopnia. Zbeształ przykładnie obsługę, która wykazując naturalny respekt, natychmiast przyniosła dla wszystkich po darmowej kawie, tym razem zaparzonej w idealnej temperaturze. Ppobudzeni mocno adrenaliną jak i kofeiną, zamówiliśmy danie dnia, pstrąga zapiekanego, do którego w promocji serwowano za darmo lampkę przedniego wina, na dodatek wzięliśmy jeszcze ruskie. W chwilę później podeszła kelnerka i z wyrazem najwyższego przerażenia oznajmiła, że pstrągi właśnie wyszły, ale proponują nam w tej samej cenie łososia. Na gromki okrzyk Wojtka: "Jakże to tak mociumpanna!" dodała natychmiast, że oczywiście w ramach przeprosin proponują jeszcze darmowy deser. Cóż było robić, nie mieliśmy ochoty demolować lokalu (choć im się należało) dlatego przystaliśmy na taką propozycję. Jedzenie okazało się bardzo smaczne i można było przystąpić do obrad.
Omówiliśmy stan przygotowań do styczniowego wyjazdu do Niedzicy, jak na razie brak informacji od Fifiny o dostępności miejsc hotelowych.
Następnie przeszliśmy do sprawy obchodów rocznicy matury. Tu prace postępują jak należy.
Przy okazji prośba. Jeśli ktoś posiada jeszcze jakieś gadżety z lat licealnych np. zdjęcia, nagrania magnetofonowe, zeszyty czy dzienniczki z uwagami nauczycieli, tarczę szkolne, bilety, korki z szampana czy jakiekolwiek inne drobiazgi to proszę o kontakt. Być może przygotujemy jakąś nostalgiczną gablotkę z eksponatami z epoki czy coś podobnego. Przeglądnijcie stare szpargały, może coś ciekawego znajdziecie.


Koledzy, koleżanki. Następne spotkanie już 6 grudnia. Przybywajcie LICZNIE A GROMADNIE.
Atrakcje gwarantowane.

(11.11.2002)
Mariusz