Nasi nauczyciele
Ks. Mieczysław Maliński

Z cyklu "Odkrywanie świata"


DziennikPolski
Dziennik Polski nr. 235 (1421) z dnia 27.09.2002.


   Ze szkoły podstawowej nie pamiętam nikogo z moich nauczycieli. Ale już z Gimnazjum i Liceum im. Bartłomieja Nowodworskiego pamiętam niektórych doskonale.
Wychowawca - matematyk "Antoś" Nikliński, młodzieżowiec. Historyk - Garbacik, intrygujący inteligent. Łacinnik - Piller, cudowny awanturnik. Fizyk - Zagrodzki, tradycjonalista. Polonista - Kamykowski, zdziwiony naszym brakiem poetyckości. I oczywiście dyrektor - "Buldog" - Lewicki. Zapisali się w mojej pamięci profesjonalizmem, gruntownym wykształceniem, świetnym wykładem.

   I zdawało się, że na tym się moja pamięć o profesorach skończy. Jednak nie. Bo potem były studia w UJ. Był tam świetny Klawek, ale bił go o całą długość Marian Michalski. Nad nim górował Konstanty Michalski - historyk filozofii, u którego pisałem magisterium.

   Wyglądało na to, że już mi nikt nie zaimponuje, ale nadszedł czas KUL - studia filozoficzne. I Mieczysław Albert Krąpiec. Wpadał na wykład - improwizował i wykrzykiwał. Był w najlepszym okresie swojego życia naukowego.

   I zdawało się, że na tym się galeria moich profesorów skończy, ale nie, choć w Rzymie Angelicum nie zaimponowało. Może profesor Powers, Amerykanin, u którego zacząłem pracę doktorską. Pojechałem do Monachium. Tam był Karl Rahner. Nieruchomy słupek za pulpitem. Sala wypełniona do ostatniego miejsca. Wpatrzony w kartkę papieru mówił jednostajnym głosem, bez żadnej emfazy, prawie bez znaków przestankowych. Sala była jak skamieniała. Słuchaliśmy go jak proroka, bo mówił genialnie.

   Na koniec było Münster, dokąd przeniósł się Rahner. Był również jego uczeń, Johan Baptist Metz. Przypominał Krąpca. Wkraczał rozwiany. I mówił rewelacje. Sala wypełniona po brzegi.

   Przechowuję ich w pamięci z wdzięcznością za mądrość, profesjonalizm, odwagę myślenia, za to, że odkrywali mi nowe światy.

* * *

   Dziecko znakomicie wie, który nauczyciel jest inteligentny, a który nie. Który przygotowany, a który nieprzygotowany. Który wie, co chce powiedzieć, a który przeciwnie. Który dobrze lekcję prowadzi, a który źle. Który nauczyciel zbywa lekcję, a który się angażuje. Ono może zapomnieć, co nauczyciel mówił, ale nie zapomni jego osobowości jako człowieka, jako fachowca, jako tego, kto był na poziomie. Chociaż wymagał. I będzie mu za to wdzięczne.

   Rola nauczyciela - ze szkoły podstawowej, średniej czy wyższej - jest ogromna. Dopinguje do myślenia, do odwagi myślenia, do głoszenia prawdy, nawet trudnej, nawet niebezpiecznej, do bycia autentycznym. Jedno jest niewątpliwe: gdy nauczyciel wychodzi na katedrę uniwersytecką lub przed stół nauczycielski i zwraca się do dzieci czy studentów z jakąś tezą, to musi być jej pewny i nią zachwycony. To nie może być na pokaz, na eksport, z przekory albo dlatego, że tak jest w programie, podręczniku. Ale w walce o prawdę.

   Bo to jest istotą szkoły - każdej, od podstawowej począwszy aż do najwyższej - i istotą nauczyciela, że ma głosić prawdę.

   Nauczyciele, profesorzy to są prorocy, którzy mówią to, do czego się przekonali, co przeżyli, przemyśleli. Niezależnie od tego, kto słucha - dziecko lub student, czy jest wizytator, czy nie ma, czy są konsekwencje, czy nie ma.

   Nauczyciel powinien być pod każdym względem wzorem dla uczniów. Jeżeli nauczyciel mówi o tym, że dzieci nie powinny palić papierosów, to dobrze. Ale gdy sam pali? Jeśli przypomina uczniom, że powinni chodzić przyzwoicie ubrani, a sam jest niechlujny? Jeżeli nie rozpoczyna lekcji punktualnie, a powtarza, że należy być punktualnym? Nauczyciel musi być pod każdym względem wzorem intelektualnym i charakterologicznym.


Opublikowano za zgodą Autora i Redakcji Dziennika.