Wspomnienie o profesor Aleksandrze Krupińskiej, naszej wychowawczyni i nauczycielce języka polskiego



prof. Krupinska

"Z biegiem lat stajemy się coraz bardziej sentymentalni ... Krupa - żegnam ją odrobinkę z mieszanymi uczuciami. W końcu obaj z Piotrkiem Serówka właśnie dzięki niej przenieśliśmy się prawie na finiszu - z Nowodworka, z Waszej / naszej klasy - zresztą dzieki temu właśnie dostaliśmy się bez trudu na medycynę z klasy matematyczno - fizycznej ...
Z drugiej strony - gdy na 30-to leciu matury mieliśmy okazje spotkać Ja - obaj z Piotrkiem byliśmy naprawdę wzruszeni, móc dzięki Jej obecności po trosze przenieśc się do tych dawnych lat, Piotr nawet przywiózł Panią Prof. Krupińską swoim samochodem z pełnymi honorami z kościoła do szkoły ... Cóż , powoli nasz świat jakby odrobinę odpływał w przeszłość, jakbyśmy sami powoli niezauważalnie należeli do krainy cieni i siłą rzeczy - ten nasz świat miniony coraz bardziej rysuje nam się w barwach różu ...
Cześć Jej Pamięci - Wychowawczyni licznych pokoleń Nowodworczyków - prof. Aleksandrze Krupińskiej, postaci jakże barwnej i wyrazistej, w tym - uczestniczce Powstania Warszawskiego ..."
Bogdan


Przez 4 lata uczyła mnie Krupińska polskiego.
Wiemy, ze nie ścieliła nam drogi różami, ale wspominam Ją z sympatią. Jest Ona, czy raczej była, dla mnie nierozłączną częścią Nowodworka, częścią moich wspomnień i tęsknot za tym świetnym dla mnie okresem...
Pozdrawiam, przekazuję pełen wspomnień uścisk
Janusz


Nie ma przypadków, są tylko znaki.
Tego cytatu nie poznałem na lekcjach polskiego u profesor Krupińskiej (będę posługiwał się tym tytułem profesorskim bo taki był za naszych czasów licealnych zwyczaj zwracania się do nauczycieli, zwykle prostych magistrów). Ale czy bez tych lekcji, ja jako prosty magister inżynier, a nie magister jakiegoś kierunku humanistycznego, czy miałbym chęć i odpowiednią dozę dociekliwości, żeby dochodzić kto i dlaczego to powiedział? Że jakiś ksiądz Bozowski? I jak te słowa interpretować i po co sobie tym zawracać głowę?
Jakieś dwa tygodnie temu natrafiłem na apel o wsparcie takiej akcji 123456 serc.
Pomyślałem sobie, jako magister inżynier, nie ma szans, żeby znaleźli ponad 120 tysięcy darczyńców. Bez kampanii reklamowej, obecności w mediach itd. Ale myślałem dalej, już mniej inżyniersko, a bardziej romantycznie, skoro porywają się z motyką na słońce, to może właśnie im warto pomóc? Może nie do końca świadomi jak niewykonalny to cel, może dzięki tej nieświadomości, a szczerych chęciach im się uda? I przekazałem darowiznę.
Chciałbym dziś tę darowiznę zadedykować profesor Krupińskiej. Tak sobie myślę, czy pani profesor by wsparła taką akcję? Niekoniecznie finansowo, bo wiemy, że nauczycielskie emerytury są mniej niż skromne. Ale jako pedagog, wychowawca, nauczyciel? Nie wątpię, że tak i że sprawiło by Jej dużą satysfakcję, że jej uczniowie wspierają takie akcje. Mam więc taki cichy apel, jeśli ktoś chce coś zrobić w intencji profesor Krupińskiej to może choćby wesprzeć tę akcję. Lub jakąś inną, podobną, w Jej intencji.
Na razie mamy jednak do czynienia raczej z przypadkiem, a nie znakiem.
Ale przecież akcja ta jest organizowana przez siostry Sercanki. I właściwie tym co wtedy zadecydowało, że akcję poparłem, było wspomnienie mszy świętych, jakie zazwyczaj w czasie naszych zjazdów maturalnych organizowaliśmy właśnie w kościele Sercanek na Garncarskiej. Szczególnie wspomnienie tej niezwykłej mszy świętej odprawionej w intencji Piotrka Serówki, przez kolegę księdza z klasy, Jasia i w gronie tylko koleżanek i kolegów Piotrka z klasy.
Zastanawialiśmy się wtedy czy nie zaprosić profesor Krupińskiej na tę mszę ale doszliśmy do wniosku, że może to być duże przeżycie emocjonalne, więc zrezygnowaliśmy w trosce o Jej zdrowie.
Szukając wczoraj jakiegoś ładnego zdjęcia z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że sporo zdjęć profesor Krupińskiej zostało zrobionych na tych właśnie naszych mszach w kościele Sercanek lub przed kościołem. Na spotkaniach w liceum, w klasach częściej byli fotografowani uczniowie. A już najładniejsze zdjęcie jakie udało mi się znaleźć, to które wybrałem do umieszczenia na głównej stronie, na którym profesor Krupińska się tak serdecznie uśmiecha, zostało zrobione u Sercanek w 25 rocznicę matury.
Dwa lata temu, w 30 rocznicę matury pomagałem profesor Krupińskiej dotrzeć do kościoła i poruszać się w nim i później w liceum. Poprosiłem Piotrka o pomoc w przewiezieniu profesor Krupińskiej z kościoła do liceum i później z liceum do Cracovii. Piotrek od razu się zgodził. Profesor Krupińska była bardzo zadowolona z tej pomocy, bardzo Piotrkowi dziękowała i mówiła, że gdybyśmy nie zapewnili jej pomocy i transportu, to by nie mogła przyjść na rocznicę matury.
Piotrek
Później sobie przypomniałem, że moja prośba do Piotrka o pomoc mogła być trochę niefortunna, bo przecież Piotrek miał problemy z j. polskim (a może z wymagającą panią profesor), które to problemy sprawiły, że razem z Bogusiem przenieśli się z Nowodworka do 13, bo zamierzali iść na medycynę, a nie na okrągło zakuwać polaka.
Mógłby więc profesor Krupińską źle wspominać.
Ale gdy zwróciłem się do Piotrka z prośbą o pomoc natychmiast się zgodził i zorganizował wszystko znakomicie.
Później wielokrotnie rozmawialiśmy z Wojtkiem i obiecywaliśmy sobie, że powinniśmy panią profesor odwiedzić, dowiedzieć się czy nie potrzebuje jakiejś pomocy, no i tak nam zeszło na tym obiecywaniu ...
Był z profesor Krupińskiej twardy, wymagający gracz, niejedna uczennica i niejeden uczeń doświadczyli tej twardości, drżąc przed klasyfikacją czy aby nie znajdzie się w strefie spadochroniarzy, repetujących klasę. Sam, nie chwaląc się, cudem się uratowałem przed dwóją na okres, a może i nawet ją dostałem i musiałem poprawiać. Moi rodzice musieli chyba długo negocjować i jakieś wiarygodne dla pani profesor śluby i przyrzeczenia poskładali, jak to mnie będą twardą ręką zmuszać do lepszej nauki będą.
Końcowy rezultat był dla mnie jednak bardzo pozytywny, bo będąc z polskiego marnym trójkowiczem na maturze dostałem jednak piątkę. Miałem szczęście, bo nieco wcześniej pisaliśmy jakieś wypracowania, a może to była już próbna matura i pisałem na jakiś temat z pozytywizmu. Poszło mi nieźle i zapamietałem uwagi pani profesor co by należało zmienić i ulepszyć, żeby dostać lepszą ocenę. I jakiś bardzo podobny temat był na maturze, więc ani przez moment nie wahałem się co wybrać i napisałem jak umiałem najlepiej, realizując jednocześnie wytyczne pani profesor. Bo z Krupą wiadomo, można było wiersz interpretować jak kto chciał, byle dokładnie powtórzył co było wcześniej do zeszytów podyktowane.
Pamiętam jak osłupiały i wietrząc jakąś gigantyczną pomyłkę patrzyłem na listę z wynikami matury z polskiego. Moja piątka wygląda nierealnie i niemożliwie. W tym momencie jak spod ziemi wyrosła Krupa i powiedziała: "No widzisz Tatka, warto było popracować". I niemożliwe stało się możliwe. Może więc i ta akcja 123456 serc się powiedzie?
Jakiś tydzień temu obiegła media wiadomość, że jakiś debil sprofanował Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie byłem jeszcze w tym muzeum ale uważam, że niezależnie od indywidualnych ocen Powstania Warszawskiego, psim obowiązkiem każdego jest zwiedzenie tego muzeum choć raz w życiu.
I jakoś dziwnym trafem, tydzień temu przy tej okazji, przyszła mi na myśl profesor Krupińska, która sporadycznie wspomniała nam, że brała udział w Powstaniu, jeśli dobrze pamiętam jako sanitariuszka. Nie mówiła chyba nigdy o tym za wiele, bo w tych czasach było to niezbyt mile widziane ale może bardziej dlatego, że to były wspomnienia ciężkich chwil w Jej życiu. Więc tylko napomykała, pamiętam że zawsze mówiła o tym z dużą powagą.
I tydzień temu tak sobie pomyślałem, gdybym miał jakiś dłuższy urlop, to bym wziął jakieś wygodne auto i bym zawiózł profesor Krupińską do Warszawy i zwiedził z Nią Muzeum Powstania. Sądzę, że chciała by tam być, że chciała by docenić wysiłek tych wszystkich ludzi, którzy po kilkudziesięciu latach od Powstania wreszcie to powstanie i jego tragiczne ofiary tym muzeum upamiętnili.
No i jak sobie snułem takie rozważania to profesor Krupińska gdzieś niedaleko przecież umierała. A może już nie żyła i tylko resztki ciepła z ciała uciekały.
Wielokrotnie słyszeliśmy w ostatnich latach księdza Twardowskiego "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" ale się nie śpieszymy wystarczająco, o ile w ogóle.
Nie ma przypadków, są tylko znaki. Próbujmy je znajdować i odczytywać.

(01.12.2011)
Mariusz


Załączam mapkę cmentarza, gdyby ktoś był w pobliżu cmentarza Rakowickiego to łatwo trafić, w "nowej" części cmentarza za ul. Prandoty,
kwatera PAS 102,
miejsce 54.
lokalizacja grobu